Dosiadl mnie osiol okrakiem
I rykiem obwiescil donosnym
Ze na wierzchowcu takim
Bedzie jezdzcem wolnosci
Wbil mi w zebra ostrogi
Wepchnal do ust kostke cukru
Chwostem tnac w poprzek nogi
Zmusil bez trudu do truchtu
Zaduch osli mnie dusi
Jestem kloaka jezdzca
Bo co spod ogona wypusci
Na moich gromadzi sie plecach
Malpy spiewaja mu piesni
I laska zwa co jest musem
On ryczy nad uchem: nie spij!
I juz nie truchtem juz klusem
Mija nas inny wierzchowiec
Z wysilku ogluchl i oslepl
Osiol go kopie po glowie
Cien jego uszy ma osle
Nikt juz nie mowi po ludzku
Rykiem i smiechem sie chwala
Glaszcza i chloszcza do skutku
Klus nasz przechodzi w galop!
Pedze na zgietych kolanach
Wiecej niz zniesc moge znosze
Az swita mysl nieslychana
I ludzka glowe podnosze
To nic ze ostrogi boda
Szpicruta nad uchem gra!
To jezdziec stworzony pod siodlo
I jezdzca dosiasc sie da!
1 | Pan Kmicic |
2 | Dzieci Hioba |
3 | Cromwell |
4 | Samosierra |
5 | O Zachowaniu Przy Stole |
6 | Aleksander Wat |
7 | Ambasadorowie |
8 | Krajobraz Po Uczcie |
9 | Mur |
10 | Sara |